poniedziałek, 26 grudnia 2011

PĄCZKI BABCI ANI


Święta, jak zwykle, spędzam z moimi dziadkami. Moja kulinarna fascynacja zaprowadziła mnie do dawnych zapisków babci, co zaowocowało nowymi inspiracjami! Oto jedna z nich.. Nie zapisana wcześniej i spisana przeze mnie po samodzielnym wykonaniu pod nadzorem babci. Większość składników wymierzana była przez nią "na oko" więc wyliczanie ilości składników wymagało ode mnie większego skupienia ;) Efekt oszałamiający (najlepszy tego samego dnia). Domowe pączki uważam za najlepsze na świecie! 

SKŁADNIKI:
100 g rozkruszonych drożdży
pół szklanki cukru + 1 łyżka
1 kg mąki (ewentualnie zużyjecie mniej)
1,5 szklanki ciepłego mleka (chwilkę podgrzanego)
100 g roztopionego masła (ew. KASI)
1 całe jajko
7 żółtek
cukier wanilinowy
50 ml czystego spirytusu
twarda marmolada (u mnie: różana)

Przygotować dużą miskę i około litrowy garnuszek.
W garnuszku połączyć drożdże, 1 łyżkę cukru, 1 łyżkę mąki oraz niecałą szklankę ciepłego mleka.
Delikatnie zamieszać (nie do całkowitego rozbicia drożdży, gdyż je zniszczymy!). Co jakiś czas zamieszać delikatnie i poczekać do rozpuszczenia drożdży. Mieszanka zwiększy swoją objętość ok pięciokrotnie. Cały proces potrwa około 15 minut.
W dużej misce skłócić jajko i żółtka z połową szklanki cukru oraz opakowaniem cukru wanilinowego. Do tego dodać mieszankę drożdżową i mleko (tu występowała babcina miara "na oko".. Na moje to było około pół szklanki). Dolać roztopione masło i spirytus. Stale mieszając dodawać powoli około 15 łyżek mąki. W pewnym momencie trzeba się przestawić na zagniatanie ciasta. Dokładnie połączyć i zagniatać aż ciasto będzie "równe" - bez grudek. UWAGA! Docelowo: zagniatać dopóki ciasto będzie odchodzić od ręki. Rada Babci Ani: "Ja to nigdy nie mam siły..." :) Zagniatałam dopóki siłę straciłam, czyli niecałe 10 minut. Ciasto nadal się lepiło, ale nie wpłynęło to na efekt ostateczny. Ciasto wyrównać w misce, podsypać mąką na wierzchu i obłożyć ciepłym ręcznikiem. Odstawić w ciepłe miejsce. Ciasto powinno co najmniej podwoić swoją objętość.
Ciasto wyjąć z miski i na podsypanej mąką stolnicy rozwałkować (wcześniej podzielić na kilka części).
W odstępie ok 7 cm od brzegu, delikatnie odbić szklanką rząd kółek (nie do odcięcia! Chodzi o zarys!). Do każdego środka nałożyć marmoladę (u mnie duuuużo, gdyż jestem fanką mocno nadzianych pączków). Następnie przykryć pozostawionym fragmentem ciasta i wykrawać szklanką kółka w taki sposób, żeby marmolada pozostawała w środku. Odkładać w ciepłe miejsce do delikatnego wyrośnięcia.
W garnku roztopić smalec (około pół dużego garnka) i porządnie go rozgrzać. Wrzucać po kilka pączków. Kiedy zbrązowieją od spodu przekręcić na drugą stronę i odczekać do ponownego zbrązowienia. Moja rada.. nie czekajcie aż będą bardzo brązowe. Będą wtedy delikatniejsze :) Wykładać na papier i odkładać do ostygnięcia.
Można posypać cukrem pudrem lub zmieszać cukier puder z gorącą wodą tworząc lukier do polania :)

Smacznego! :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz